» » » » Тарас Бурмистров - Россия и Запад (Антология русской поэзии)


Авторские права

Тарас Бурмистров - Россия и Запад (Антология русской поэзии)

Здесь можно скачать бесплатно "Тарас Бурмистров - Россия и Запад (Антология русской поэзии)" в формате fb2, epub, txt, doc, pdf. Жанр: Русская классическая проза. Так же Вы можете читать книгу онлайн без регистрации и SMS на сайте LibFox.Ru (ЛибФокс) или прочесть описание и ознакомиться с отзывами.
Рейтинг:
Название:
Россия и Запад (Антология русской поэзии)
Издательство:
неизвестно
Год:
неизвестен
ISBN:
нет данных
Скачать:

99Пожалуйста дождитесь своей очереди, идёт подготовка вашей ссылки для скачивания...

Скачивание начинается... Если скачивание не началось автоматически, пожалуйста нажмите на эту ссылку.

Вы автор?
Жалоба
Все книги на сайте размещаются его пользователями. Приносим свои глубочайшие извинения, если Ваша книга была опубликована без Вашего на то согласия.
Напишите нам, и мы в срочном порядке примем меры.

Как получить книгу?
Оплатили, но не знаете что делать дальше? Инструкция.

Описание книги "Россия и Запад (Антология русской поэзии)"

Описание и краткое содержание "Россия и Запад (Антология русской поэзии)" читать бесплатно онлайн.








Tu pulki weszly czerstwe, czyste, biale;

Wyszly zziajane i oblane potem,

Roztopionymi sniegi poczerniale,

Brudne spod lodu wydeptanym blotem.

Wszyscy odeszli: widze i aktory.

Na placu pustym, samotnym zostalo

Dwadziescie trupow: ten ubrany bialo,

Zolnierz od jazdy; tamtego ubiory

Nie zgadniesz jakie, tak do sniegu wbity

I stratowany konskimi kopyty.

Ci zmarzli, stojac przed frontem jak slupy,

Wskazujac pulkom droge i cel biegu;

Ten sie zmyliwszy w piechoty szeregu

Dostal w leb kolba i padl miedzy trupy.

Biora ich z ziemi policejskie slugi

I niosa chowac; martwych, rannych spolem

Jeden mial zebra zlamane, a drugi

Byl wpol harmatnym przejechany kolem;

Wnetrznosci ze krwia wypadly mu z brzucha,

Trzykroc okropnie spod harmaty krzyknal,

Lecz major wola: "Milcz, bo car nas slucha";

Zolnierz tak sluchac majora przywyknal,

Ze zeby zacial; nakryto co zywo

Rannego plaszczem, bo gdy car przypadkiem

Z rana jest takiej naglej smierci swiadkiem

I widzi na czczo skrwawione miesiwo

Dworzanie czuja w nim zmiane humoru,

Zly, opryskliwy powraca do dworu,

Tam go czekaja z sniadaniem nakrylem,

A jesc nie moze miesa z apetytem.

Ostatni ranny wszystkich bardzo zdziwil:

Grozono, bito, prozna grozba, kara,

Jeneralowi nawet sie sprzeciwil,

I jeczal glosno - klal samego cara.

Ludzie niezwyklym przerazeni krzykiem

Zbiegli sie nad tym parad meczennikiem.

Mowia, ze jechal z dowodcy rozkazem,

Wtem kon mu stanal jak gdyby zaklety,

A z tylu wlecial caly szwadron razem;

Zlamano konia, i zolnierz zepchniety

Lezal pod jazda plynaca korytem;

Ale od ludzi litosciwsze konie:

Skakal przez niego szwadron po szwadronie,

Jeden kon tylko trafil wen kopytem

I zlamal ramie; kosc na wpol rozpadla

Przedarla mundur i ostrzem sterczala

Z zielonej sukni, strasznie, trupio biala,

I twarz zolnierza rownie jak kosc zbladla;

Lecz sil nie stracil: wznosil druga reke

To ku niebiosom, to widzow gromady

Zdawal sie wzywac i mimo swa meke

Dawal im glosno, dlugo jakies rady.

Jakie? nikt nie wie, nie mowia przed nikim.

Bojac sie szpiegow sluchacze uciekli

I tyle tylko pytajacym rzekli,

Ze ranny mowil zlym ruskim jezykiem;

Kiedy niekiedy slychac bylo w gwarze:

"Car, cara, caru" - cos mowil o carze.

Chodzily wiesci, ze zolnierz zdeptany

Byl mlodym chlopcem, rekrutem, Litwinem,

Wielkiego rodu, ksiecia, grata synem;

Ze ze szkol gwaltem w rekruty oddany,

I ze dowodzca, nie lubiac Polaka,

Dal mu umyslnie dzikiego rumaka,

Mowiac: "Niech skreci szyje Lach sobaka".

Kto byl, nie wiedza, i po tym zdarzeniu

Nikt nie poslyszal o jego imieniu;

Ach! kiedys tego imienia, o carze,

Beda szukali po twoim sumnieniu.

Diabel je posrod tysiacow ukaze,

Ktores ty w minach podziemnych osadzil,

Wrzucil pod konie, myslac, zes je zgladzil.

Nazajutrz z dala za placem slyszano

Psa gluche wycie - czerni sie cos w sniegu;

Przybiegli ludzie, trupa wygrzebano;

On po paradzie zostal na noclegu.

Trup na pol chlopski, na poly wojskowy,

Z glowa strzyzona, ale z broda dluga,

Mial czapke z futrem i plaszcz mundurowy,

I byl zapewne oficerskim sluga.

Siedzial na wielkim futrze swego pana,

Tu zostawiony, tu rozkazu czekal,

I zmarzl, i sniegu juz mial za kolana.

Tu go pies wierny znalazl i oszczekal.

Zmarznal, a w futro nie okryl sie cieple;

Jedna zrenica sniegiem zasypana,

Lecz drugie oko otwarte, choc skrzeple,

Na plac obrocil: czekal stamtad pana!

Pan kazal siedziec i sluga usiadzie,

Kazal nie ruszac z miejsca, on nie ruszy,

I nie powstanie - az na strasznym sadzie;

I dotad wierny panu, choc bez duszy,

Bo dotad reka trzyma panska szube

Pilnujac, zeby jej nie ukradziono;

Druga chcial reke ogrzac, ukryc w lono,

Lecz juz nie weszly pod plaszcz palce grube.

I pan go dotad nie szukal, nie pytal!

Czy malo dbaly, czy nadto ostrozny

Zgaduja, ze to oficer podrozny;

Ze do stolicy niedawno zawital,

Nie z powinnosci chodzil na parady,

Lecz by pokazac swieze epolety

Moze z przegladow poszedl na obiady,

Moze na niego mrugnely kobiety,

Moze gdzie wstapil do kolegi gracza

I nad kartami - zapomnial brodacza;

Moze sie wyrzekl i futra, i slugi,

By nie rozglosic, ze mial szube z soba;

Ze nie mogl zimna wytrzymac jak drugi,

Gdy je car carska wytrzymal osoba;

Boby mowiono: jezdzi nieformalnie

Na przeglad z szuba! - mysli liberalnie.

O biedny chlopie! heroizm, smierc taka,

Jest psu zasluga, czlowiekowi grzechem.

Jak cie nagrodza? pan powie z usmiechem,

Zes byl do zgonu wierny - jak sobaka.

O biedny chlopie! za coz mi lza plynie

I serce bije, myslac o twym czynie:

Ach, zal mi ciebie, biedny Slowianinie!

Biedny narodzie! zal mi twojej doli,

Jeden znasz tylko heroizm - niewoli.

DZIEN PRZED POWODZIA PETERSBURSKA 1824

OLESZKIEWICZ

Gdy sie najtezszym mrozem niebo zarzy,

Nagle zsinialo, plamami czernieje,

Podobne zmarzlej nieboszczyka twarzy,

Ktora sie w izbie przed piecem rozgrzeje,

Ale nabrawszy ciepla, a nie zycia,

Zamiast oddechu zionie para gnicia.

Wiatr zawial cieply. - Owe slupy dymow,

Ow gmach powietrzny jak miasto olbrzymow,

Niknac pod niebem jak czarow widziadlo,

Runelo w gruzy i na ziemie spadlo:

I dym rzekami po ulicach plynal,

Zmieszany z para ciepla i wilgotna;

Snieg zaczal topniec - i nim wieczor minal,

Oblewal bruki rzeka Stygu blotna.

Sanki uciekly, kocze i landary

Zerwano z plozow; grzmia po bruku kola;

Lecz posrod mroku i dymu, i pary

Oko pojazdow rozroznic nie zdola;

Widac je tylko po latarek blyskach,

Jako plomyki bledne na bagniskach.

Szli owi mlodzi podrozni nad brzegiem

Ogromnej Newy; lubia isc o zmroku,

Bo czynownikow unikna widoku

I w pustym miejscu nie zejda sie z szpiegiem.

Szli obcym z soba gadajac jezykiem;

Czasem piesn jakas obca z cicha nuca,

Czasami stana i oczy obroca,

Czy kto nie slucha? - nie zeszli sie z nikim.

Nucac bladzili nad Newy korytem,

Ktore sie ciagnie jak alpejska sciana,

Az sie wstrzymali, gdzie miedzy granitem

Ku rzece droga spada wyrabana.

Stamtad, na dole, ujrzeli z daleka

Nad brzegiem wody z latarka czlowieka:

Nie szpieg, bo tylko sledzil czegos w wodzie,

Ani przewoznik, ktoz plywa po lodzie?

Nie jest rybakiem, bo nic nie mial w reku

Oprocz latarki i papierow peku.

Podeszli blizej, on nie zwrocil oka,

Wyciagal powroz, ktory w wode zwisal,

Wyciagnal, wezly zliczyl i zapisal;

Zdawal sie mierzyc, jak woda gleboka.

Odblask latarki odbity od lodu

Oblewa jego ksiegi tajemnicze

I pochylone nad swieca oblicze

Zolte jak oblok nad sloncem zachodu:

Oblicze piekne, szlachetne, surowe.

Okiem tak pilnie w swojej ksiedze czytal,

Ze slyszac obcych kroki i rozmowe

Tuz ponad soba, kto sa, nie zapytal,

I tylko z reki lekkiego skinienia

Widac, ze prosi, wymaga milczenia.

Cos tak dziwnego bylo w reki ruchu,

Ze choc podrozni tuz nad nim staneli,

Patrzac i szepcac, i smiejac sie w duchu,

Umilkli wszyscy, przerwac mu nie smieli.

Jeden w twarz spojrzal i poznal, i krzyknal:

"To on!" - i ktoz on? - Polak, jest malarzem,

Lecz go wlasciwiej nazywac guslarzem,

Bo dawno od farb i pedzla odwyknal,

Biblija tylko i kabale bada,

I mowia nawet, ze z duchami gada.

Malarz tymczasem wstal, pisma swe zlozyl

I rzekl, jak gdyby rozmawiajac z soba:

"Kto jutra dozyl, wielkich cudow dozyl;

Bedzie to druga, nie ostatnia proba;

Pan wstrzasnie szczeble asurskiego tronu,

Pan wstrzasnie grunty miasta Babilonu;

Lecz trzecia widziec. Panie! nie daj czasu!"

Rzekl i podroznych zostawil u wody,

A sam z latarka z wolna szedl przez schody

I zniknal wkrotce za parkan terasu.

Nikt nie zrozumial, co ta mowa znaczy;

Jedni zdumieni, drudzy rozsmieszeni,

Wszyscy krzykneli: "Nasz guslarz dziwaczy",

I chwile jeszcze stojac posrod cieni,

Widzac noc pozna, chlodna i burzliwa,

Kazdy do domu powracal co zywo.

Jeden nie wrocil, lecz na schody skoczyl

I biegl terasem; nie widzial czlowieka,

Tylko latarke jego z dala zoczyl,

Jak bledna gwiazda swiecila z daleka.

Chociaz w malarza nie zajrzal oblicze,

Choc nie doslyszal, co o nim mowili,

Ale dzwiek glosu, slowa tajemnicze

Tak nim wstrzasnely! - przypomnial po chwili,

Ze glos ten slyszal, i biegl co mial mocy

Nieznana droga srod sloty, srod nocy.

Latarka predko niesiona mignela,

Coraz mniej szata, zakryta mgly mrokiem

Zdala sie gasnac; wtem nagle stanela

W posrodku pustek na placu szerokiem.

Podrozny kroki podwoil, dobiega;

Na placu lezal wielki stos kamieni,

Na jednym glazie malarza spostrzega:

Stal nieruchomy posrod nocnych cieni.

Glowa odkryta, odslonione barki,

A prawa reka wzniesiona do gory,

I widac bylo z kierunku latarki,

Ze patrzyl w dworca cesarskiego mury.

I w murach jedno okno w samym rogu

Blyszczalo swiatlem; to swiatlo on badal,

Szeptal ku niebu, jak modlac sie Bogu,

Potem glos podniosl i sam z soba gadal.

"Ty nie spisz, carze! noc juz wkolo glucha,

Spia juz dworzanie - a ty nie spisz, carze;

Jeszcze Bog laskaw poslal na cie ducha,

On cie w przeczuciach ostrzega o karze.

Lecz car chce zasnac, gwaltem oczy zmruza,

Zasnie gleboko - dawniej ilez razy

Byl ostrzegany od aniola stroza

Mocniej, dobitniej, sennymi obrazy.

On tak zly nie byl, dawniej byl czlowiekiem;

Powoli wreszcie zszedl az na tyrana,

Anioly Panskie uszly, a on z wiekiem

Coraz to glebiej wpadal w moc szatana.

Ostatnia rade, to przeczucie ciche,

Wybije z glowy jak marzenie liche;

Nazajutrz w dume wzbija go pochlebce

Wyzej i wyzej, az go szatan zdepce...

Ci w niskich domkach nikczemni poddani

Naprzod za niego beda ukarani;

Bo piorun, w martwe gdy bije zywioly,

Zaczyna z wierzchu, od gory i wiezy,

Lecz miedzy ludzmi naprzod bije w doly

I najmniej winnych najpierwej uderzy...

Usneli w pjanstwie, w swarach lub w rozkoszy,

Zbudza sie jutro - biedne czaszki trupie!

Spijcie spokojnie jak zwierzeta glupie,

Nim was gniew Panski jak mysliwiec sploszy,

Tepiacy wszystko, co w kniei spotyka,

Az dojdzie w koncu do legowisk dzika.

Slysze! - tam! - wichry - juz wytknely glowy

Z polarnych lodow, jak morskie straszydla;

Juz sobie z chmury porobili skrzydla,

Wsiedli na fale, zdjeli jej okowy;

Slysze! - juz morska otchlan rozchelznana

Wierzga i gryzie lodowe wedzidla,

Juz mokra szyje pod obloki wzdyma;

Juz! - jeszcze jeden, jeden lancuch trzyma

Wkrotce rozkuja - slysze mlotow kucie..."

Rzekl i postrzeglszy, ze ktos slucha z boku,

Zadmuchnal swiece i przepadl w pomroku.

Blysnal i zniknal jak nieszczesc przeczucie,

Ktore uderzy w serce, niespodziane,

I przejdzie straszne - lecz nie zrozumiane.

Koniec Ustepu

DO PRZYJACIOL MOSKALI

Wy, czy mnie wspominacie! ja, ilekroc marze

O mych przyjaciol smierciach, wygnaniach, wiezieniach,

I o was mysle: wasze cudzoziemskie twarze

Maja obywatelstwa prawo w mych marzeniach.

Gdziez wy teraz? Szlachetna szyja Rylejewa,

Ktoram jak bratnia sciskal carskimi wyroki

Wisi do hanbiacego przywiazana drzewa;

Klatwa ludom, co swoje morduja proroki.

Ta reka, ktora do mnie Bestuzew wyciagnal,

Wieszcz i zolnierz, ta reka od piora i broni

Oderwana, i car ja do taczki zaprzagnal;

Dzis w minach ryje, skuta obok polskiej dloni.

Innych moze dotknela srozsza niebios kara;

Moze kto z was urzedem, orderem zhanbiony,

Dusze wolna na wieki przedal w laske cara

I dzis na progach jego wybija poklony.

Moze platnym jezykiem tryumf jego slawi

I cieszy sie ze swoich przyjaciol meczenstwa,

Moze w ojczyznie mojej moja krwia sie krwawi

I przed carem, jak z zaslug, chlubi sie z przeklestwa.

Jesli do was, z daleka, od wolnych narodow,

Az na polnoc zaleca te piesni zalosne

I odezwa sie z gory nad kraina lodow,

Niech wam zwiastuja wolnosc, jak zurawie wiosne.

Poznacie mie po glosie; pokim byl w okuciach,

Pelzajac milczkiem jak waz, ludzilem despote,

Lecz wam odkrylem tajnie zamkniete w uczuciach

I dla was mialem zawsze golebia prostote.

Teraz na swiat wylewam ten kielich trucizny,

Zraca jest i palaca mojej gorycz mowy,

Gorycz wyssana ze krwi i z lez mej ojczyzny,

Niech zrze i pali, nie was, lecz wasze okowy.

Kto z was podniesie skarge, dla mnie jego skarga

Bedzie jak psa szczekanie, ktory tak sie wdrozy

Do cierpliwie i dlugo noszonej obrozy,

Ze w koncu gotow kasac reke, co ja targa.

Koniec

А.С. Пушкин

МЕДНЫЙ ВСАДНИК

ПЕТЕРБУРГСКАЯ ПОВЕСТЬ

ПРЕДИСЛОВИЕ

Происшествие, описанное в сей повести, основано на истине. Подробности наводнения заимствованы из тогдашних журналов. Любопытные могут справиться с известием, составленным В. И. Берхом.

ВСТУПЛЕНИЕ

На берегу пустынных волн

Стоял он, дум великих полн,

И вдаль глядел. Пред ним широко

Река неслася; бедный челн

По ней стремился одиноко.

По мшистым, топким берегам

Чернели избы здесь и там,

Приют убогого чухонца;

И лес, неведомый лучам

В тумане спрятанного солнца,

Кругом шумел.

И думал он:

Отсель грозить мы будем шведу.

Здесь будет город заложен

Назло надменному соседу.

Природой здесь нам суждено

В Европу прорубить окно,[1]

Ногою твердой стать при море.


На Facebook В Твиттере В Instagram В Одноклассниках Мы Вконтакте
Подписывайтесь на наши страницы в социальных сетях.
Будьте в курсе последних книжных новинок, комментируйте, обсуждайте. Мы ждём Вас!

Похожие книги на "Россия и Запад (Антология русской поэзии)"

Книги похожие на "Россия и Запад (Антология русской поэзии)" читать онлайн или скачать бесплатно полные версии.


Понравилась книга? Оставьте Ваш комментарий, поделитесь впечатлениями или расскажите друзьям

Все книги автора Тарас Бурмистров

Тарас Бурмистров - все книги автора в одном месте на сайте онлайн библиотеки LibFox.

Уважаемый посетитель, Вы зашли на сайт как незарегистрированный пользователь.
Мы рекомендуем Вам зарегистрироваться либо войти на сайт под своим именем.

Отзывы о "Тарас Бурмистров - Россия и Запад (Антология русской поэзии)"

Отзывы читателей о книге "Россия и Запад (Антология русской поэзии)", комментарии и мнения людей о произведении.

А что Вы думаете о книге? Оставьте Ваш отзыв.